A tutaj już trochę turystów jest, chociaż też nie za wielu, biorąc pod uwagę że jest południe. Obszar jest ogromny. Dzień zwiedzania to stanowczo zbyt mało. W wąwozie mijamy może ze 40 osób. Pod skarbcem, czyli Chazną (co brzmi fajniej) tyleż samo. Dalej towarzystwo się rozmywa. Nie krępuje, nie przeszkadza. Natomiast, gdy ostatnio oglądałem zdjęcia z Petry, widać na nich było już całkiem niezły tłumek, a wąwóz doprowadzający do skarbca prezentował się jak stadion piłkarski podczas finału ligi mistrzów. Cóż my byliśmy tam w 2004 roku, minęły zaledwie cztery lata, widać zabiegi marketingowe przynoszą zamierzone efekty. Ja jednak wolę pamiętać Petrę taką, jaką ją spotkałem cztery lata temu.
Gdy przyszliśmy tutaj drugiego dnia o świcie, nie było nikogo. Słońce dopiero zaczynało wdzierać się do wąwozu As-sik. Chazne różowiała imponująco. Zresztą sami Nabatejczycy nazywali swoje miasto Rakmu-Wielobarwna, bo skały mienią się tutaj dziesiątkami odcieni. Nie ma drugiego podobnego miejsca na ziemi, tego jestem pewien. Wtedy w 2004 roku spełniło się moje marzenie. Odkąd wiele lat wcześniej, jeszcze jako nastolatek, kupiłem gdzieś pocztówkę z widokiem Petry. Zawsze marzyłem, że może kiedyś, będę mógł sam, na własne oczy zobaczyć to cudowne miejsce. W dodatku tego dnia gdy to marzenie się ziściło, wypadły moje urodziny. Byłem jak urzeczony. Grobowce Królewskie, klasztor Deir. To wszystko przekraczało moje młodzieńcze wyobrażenia. Nawet teraz, gdy widziałem już tyle innych, pięknych miejsc, Petra zajmuje wśród nich pozycje specjalną: taką z mieniącą się różnymi kolorami tabliczką - Marzenia się spełniają -