Z Petry przejechaliśmy do Wadi Musa, do Pana Atty . Dosyć obrzydliwego typa, cwaniaczka, który uwielbia opowiadać, zwłaszcza na temat Węgierek, które przyjeżdżają tutaj na sex-turystykę. Atta, brzydal jakich mało, niemal pławił się w tych wszystkich historiach, które nam serwował, na temat swoich miłosnych podbojów. Czegóż tam nie było? A to przyłapał jakąś młodą, piękną i odtrąconą przez niego Węgierkę na uprawianiu miłości z osłem. A to zamieszkała u Niego incognito Jordańska Królewna, która zresztą wyglądała jak ostatnia nędzarka, i którą on, dobry Atta przygarnął nic nie wiedząc o Jej szlachetnym urodzeniu. Jakież musiało być Jego zdziwienie, gdy któregoś dnia, do jego mieszkania zapukały służby Królewskie zaniepokojone przedłużającą się nieobecnością szlachcianki. Wciąż do Niego przychodzą turystki z różnych krajów, by zakosztować prawdziwej rozkoszy w ramionach sześćdzieśęcio- letniego Atty, choć jemu brakuje już trzech przednich zębów. Wszyscy Go tutaj znają. Sam opowiada, jak drżą na dźwięk Jego nazwiska, bo trzeba nam wiedzieć, iż Jego dziadek jednoczył Arabów i przewodził anty-tureckiemu powstaniu wespół z Lawrencem z Arabii. Z tym, że to właśnie dziadek był rzeczywistym dowódcą, Lawrence, jako gej zajmował się raczej deprawowaniem wojska niż walką. Takich historyjek było znacznie więcej, przytoczyłem tylko te bardziej pikantne.