Pan Atta organizuje nam trzy-dniowy obajzd przez pustynię Wadi Rum. Od razu po dotarciu na miejsce okazuje się że oczywiście brakuje jedzenia, za które miły Atta wziął słoną zapłatę. No i tyle. Zresztą jedzenie to nie wszystko, a my zwyczajnie jemy za dużo, jak nam potem tłumaczył imć Atta. Tak więc jedzenie musimy sobie dozować, ale pustynia nam to wynagradza. Piękne skały, różnokolorowy piasek. Wadi Rum nie na darmo uznawana jest za najpiękniejszą pustynię na świecie. Nocą niebo nad nami rozświetlają miliony gwiazd. Nie ma mowy, byśmy taką noc mieli spędzić pod dachem namiotu, zwłaszcza że na Wadi Rum noce są ciepłe. Wystarczy śpiwór, a od rana huzia po pustyni, cieszyć oczy. Nawet gorąco nie wydaje się takie straszne. Nasz przewodnik Mohamed pokazuje nam malowidła naskalne z przed 10 tysięcy lat. Nieopodal znajduje się namiot Beduinów, można tutaj kupić jakieś paciorki i rzemyki. No cóż widać nie jesteśmy tutaj pierwsi, ale co tam, to bardzo biedni ludzie. Tłumów pewnie też tutaj nie mają (a przynajmniej nie mieli) Mohamed tłumaczy, że teraz należy do nich tylko część pustyni, olbrzymią resztę rząd Jordanii odstąpił Arabii Saudyjskiej, w zamian za maleńki skrawek dostępu do morza Czerwonego.