Do tego morza do którego i my się wybieramy. W Akabie jest już mega gorąco. Nad jednym ze sklepów wisi elektryczny termometr, 47-50 st c, o godzinie 17. Koszmar. W ciągu dnia piasek jest tak nagrzany, że nie ma szans przespacerować się na boso po plaży. Rano wychodzimy trochę ponurkować na rafach, a potem zamykamy się w naszym szałasie i leżymy tam półprzytomni aż do wieczora, czekając aż upał nieco ustąpi. Potem podjeżdżamy stopem do miasta na koktail z guawy i tak codziennie.
Wcześniej Dori pracowała tutaj przez kilka miesięcy, jako instruktor nurkowy, więc wie doskonale, w których miejscach rafa jest najpiękniejsza, gdzie leży wrak statku, gdzie czołgu. Dzięki Jej wiedzy mogę się cieszyć pełnią podmorskiego świata, a trzeba przyznać że koralowce prezentują się przepięknie, wzbudzając mój zachwyt, choć Dori twierdzi, że od ostatniego razu rafa została strasznie zdewastowana. Trudno w to zresztą nie wierzyć widząc dziesiątki łódek, które zrzucają kotwice wprost na skupiska korali. Jeżeli do tego dodać jeszcze kolejne dziesiątki tzw glass botom bout (dziwię się że ktoś w ogóle daje się na to nabierać) to obraz zniszczenia może być zastraszający.
Ja jednak zapamiętam Jordanię, jako jeden z najpiękniejszych krajów, które miałem szczęście poznać. Mam także nadzieję, że w jakiś sposób uda się powstrzymać szybko postępującą dewastacje, a ludzie nauczą się traktować siebie, jako część wielkiego ekosystemu, dzięki któremu powstaliśmy i który kiedyś może nas zniszczyć.