W końcu jednak udało się nam odnaleźć swoje miejsce na Goa. Bez turystów, z ładną plażą i głową boga Sziwy wykutą w skale. Czas na Goa to jednak czas przeznaczony na odpoczynek, od ludzi, hałasu (chociaż nie od śmieci) i poranne oraz wieczorne spacery po plaży w towarzystwie psów i krów.
Z Goa pojechaliśmy do Nepalu, o którym można przeczytać pod hasłem Nepal, a stamtąd z powrotem do Indii, przez brudną granicę, aż do Amritsaru. I tak jak Nepal to kraj malutki, w którym nie jedzie się dłużej niż 6-8 godzin, by dotrzeć z miejsca na miejsce, tak, Indie szybko przypomniały nam gdzie się znajdujemy. Tak, to właśnie tutaj bijemy nasz rekord oczekiwania na pociąg i czas trwania podróży.