Tajlandia to kraj dość specyficzny, i jak na tego typu turystyczne miejsce, mocno daje po tyłku. Już przy samym przekraczaniu granicy można się zniechęcić. Nas nie chciano wpuścić, nawet pomimo ważnej wizy. Dlaczego ? A któż to może wiedzieć. Z Tajskiego piskliwego tłumaczenia, bardzo trudno jest cokolwiek zrozumieć. W każdym razie autobus z częścią naszych bagaży pojechał, a my zostaliśmy na miejscu. Dobrze, że przynajmniej Dorota w porę się w tym wszystkim zorientowała. Porwała błyskawicznie motor jakiegoś Taja i ruszyła w pościg.
Bez zatrzymywania przejechała pas graniczny, i po około 10 km dopadła autokar z naszymi rzeczami. Po czym, jak gdyby nigdy nic wróciła, odstawiła motor na swoje miejsce i na nowo włączyła się do kłótni. Zuch dziewczyna. Ręce aż się same składają do oklasków. Na szczęście Tajowie również po jakimś czasie skapitulowali i nas wpuścili.