Piękny kraj. Nie chce się nam za bardzo stad wyjeżdżać. Najwyraźniej Nowa Zelandia także nie za bardzo chce nas stąd wypuścić. Najpierw przechodzimy odprawę, a potem słyszymy że zepsuł się samolot. Oczywiście mechanicy dwoją się i troją żebyśmy mogli polecieć w dalszą drogę jeszcze dziś. Ale najwyraźniej to jeszcze za mało. Po kilku godzinach, już w środku nocy decydują się wreszcie wysłać nas do hotelu. Przy okazji wklepują nam również nowe wizy wjazdowe do paszportów. Szkoda tylko że chwilę wcześniej podczas kontroli wjazdowej skonfiskowali nam owoce kiwi, które kupiliśmy dwie godziny wcześniej.
- Czyżbyście nie wiedzieli że nie wolno wwozić owoców do NZ? -
???????? Boże, czemuś poskąpił tym ludziom rozumu? Dobrze że w ogóle zdecydowali się nas wpuścić. Hotel pierwsza klasa. Pięć gwiazdek. Śliczne pokoje, Wiktoriański styl. Szkoda że tak krótko. Właściwie byłoby miło , gdyby nie udało się im naprawić do jutra tego samolotu. Śpimy krótko. Trzy godziny snu i znowu na lotnisko. Naprawili. Znowu odprawa i nerwowe oczekiwanie na start. W końcu słychać ryk silników. Za chwilę samolot wzbija się w powietrze. Lecimy.