3.30 start. Jak już mamy tyle płacić, to chcemy być pierwsi przy wejściu. Towarzyszą nam dwa bezdomne kundle. Jeden jednak rezygnuje w połowie drogi i gdzieś znika. Drugi za to idzie z nami aż do końca. Po tych wszystkich trekingach. Dźwiganiu plecaków. Kondycję mamy jak nastolatkowie. Wchodzimy pierwsi. Dopiero za pół godziny przyjadą autobusy z leniwymi turystami.
Wchodzimy i dech nam zapiera. No to bije na głowę i Angkor i Egipskie piramidy razem wzięte. Cudownie zachowane. Chociaż wiemy, że masy turystów (80 tys dziennie !!!) powoduje obsuwanie się ziemi i murów.
Ale wygląda obłędnie. Łazimy po ruinach, aż do godziny 10, gdy przyjeżdżają jednodniowi turyści z Cuzco. Wtedy idziemy zobaczyć inne Inkaskie pozostałości, które porozrzucane są po okolicy, tam gdzie turystów nie ma, a gdy o 17 odjeżdża pociąg do Cuzco, wracamy.
Wciąż jest masa ludzi, ale jednak nie tyle. W ciągu tego dnia spotykamy w ruinach aż 6 grup zorganizowanych z Polski. A także kilkoro turystów indywidualnych. Przy tej okazji mamy też przedstawiony piękny pokaz mody.
Są Panie, w białych, wyprasowanych w kantkę spodniach i lokach. Panowie jak widać preferują raczej styl wojskowy, a więc nowiutkie spodnie z gatunku akcji " Pustynna burza ". Jakiś kapelusz, kamizelka z dziesiątkami kieszonek typu " survival ". Byli też i oczywiście turyści którzy ostentacyjnie paradowali w szortach i klapkach, ale survival najwyraźniej dominował w kolekcji " Podróże - Jesień 2007 "
Na dół zeszliśmy po bitych 17-stu godzinach zwiedzania, całkiem wykończeni. Spaliśmy jak trusie .