A w Boliwii, póki co trzeba się jednak trochę poobijać. Chociaż też bez przesady. Skoro Boliwijczycy mogą, to i nam czapka z głowy nie spadnie.
Za to jaki tutaj panuje koloryt. Indianki w stylowych melonikach, Na plecach kolorowe płótna, w których nosi się dzieci. Pięknie to wszystko wygląda. Wojsko gotowe na wszystko. Z bronią i tarczami. Patrolują, strzegą. Zresztą nie ma się czemu dziwić Boliwijczycy to naród rozkochany w protestach. My podczas zaledwie dwu tygodniowego pobytu byliśmy świadkami zarówno marszu protestacyjnego w La Paz, jak i ofiarami blokady jedynej drogi łączącej Uyuni z Potosi.
W okolicach La Paz leży Tiahuanaco, pozostałości dawnego miasta prekolumbijskiego. Wciąż trwają tutaj prace wykopaliskowe. Wygląda to zresztą dosyć interesująco. Indianki w tradycyjnych strojach z łopatami. Kopią, przesiewają piasek. Wszystko ręcznie i z dużą dozą beztroski. Za to same ruiny prezentują się nad wyraz ciekawie, a przy tym zupełnie odmiennie od tych, które ogladaliśmy wcześniej na terenie Peru. Tiahuanaco nie wygląda może tak spektakularne jak Macchu Pichu (zresztą niewiele miejsc wytrzymałoby takie porównanie) ale z drugiej strony, jak dotąd odkopano zaledwie cząstkę. Reszta miasta wciąż znajduje się pod ziemią.