To tak olbrzymi kraj, że niecały miesiąc który mamy na jego poznanie wydaje się być mało. Siłą rzeczy nie możemy zobaczyć wszystkiego. Mijamy więc Salte i przez Resistencie zmierzamy prosto do Foz Iguazu.
Ale komfort. Odległości monstrualne, ale z drugiej strony gdyby ktoś wcześniej w Boliwii powiedział mi że mam jechać jednym autobusem przez dwa dni, to chyba bym się rozpłakał. A tutaj proszę, nic. Szerokie rozkładane fotele. Autobusy piętrowe, z kibelkiem, nic tylko jechać. Serwują nawet posiłki i kawę, chociaż trzeba przyznać, że po szóstej takiej kawie człowiek marzy juz tylko o herbacie, której to akurat przypadkiem nigdy nie mają. No ale cóż? widać taki los. Jest więc tylko ta kawa, ciastka i coś ciepłego na obiad. Dobrze zresztą, że i to jest, bo chociaż bilety pierońsko drogie, a benzyna tania, to jednak odległości także są niemałe.