Podjechaliśmy stopem. Najpierw pick-upem, na pace, do najbliższego miasteczka, a potem również na pace, lecz już na dużej ciężarówce aż do samego Aleppo. W dodatku kierowca jest tak miły, że nie dość iż nas podwozi, to jeszcze funduje po drodze pepsi, nie chcąc nawet słyszeć o pieniądzach, jesteśmy Jego gośćmi i już.
Nad Aleppo wznosi się potężna cytadela, ale to souki są najważniejszymi miejscami w arabskich miastach. To tutaj można spotkać przyjaciół, porozmawiać, kupić pachnące przyprawy, biżuterie, i milion innych mniej lub bardziej potrzebnych rzeczy. To tutaj traci się poczucie czasu, słuchając nawołujących sprzedawców i przechadzając się labiryntem wąskich uliczek.
Wkraczając na souk, trudno jest pozostać obojętnym. Pomysłowość sprzedawców nie zna granic.
- Tylko wejdź, zobacz, napij się herbaty –Wydaje się że wystarczy tylko spojrzeć na jakiś przedmiot, a już uczestniczymy w delikatnej sztuce targowania, a trzeba pamiętać, że w tej sztuce arabowie wciąż pozostają niedoścignionymi mistrzami. Każda rzecz warta jest tyle, ile jesteśmy skłonni za nią zapłacić. Padają kolejne argumenty. Nie wolno się spieszyć. Kto się spieszy, ten przepłaca. Wypijamy kolejną herbatę. Najważniejsze to nie pokazywać że nam zależy. To sprzedawcy powinno zależeć najbardziej. Negocjujemy dla przyjemności, nie dla kupna. Zakup dzieje się jakby przy okazji. Jest efektem, nie celem. Wszystko jednak zależy od wyczucia. Równie dobrze możemy odejść z kwitkiem, gdy cena, którą zaproponujemy okaże się zbyt mała. Oburzony sprzedawca zrywa wtedy negocjacje, a delikatna nić zostaje przerwana. Jest za późno. Nie ma powrotu. I nie pomoże tutaj nawet podbijanie ceny. Kupiecki honor ma swoje zasady, ale takie sytuacje to raczej skrajność. Na ogół obie strony rozstają się zadowolone. I o to przecież chodzi.
- Dobrze, dobrze, Twoja cena! – woła za nami zdesperowany sprzedawca,gdy wychodzimy ze sklepu.W ten sposób opuszczam souk wyposażony w piękny, złoty imbryk do herbaty.