W Manaus lądujemy oczywiście w nocy. Taksówki złodziejskie, ale jak już zdążyliśmy się przekonać Brazylijczycy są mili i pomocni, więc w końcu jedziemy za darmo i jeszcze hotel mamy za pół ceny. Wow. Jest air conditioned. Telewizor nie działa, ale przynoszę taki co działa z drugiego pokoju. Nikt nie widział, to nikt nie krzyczy. A jak nie krzyczy to jest ok. Firanek nie ma, więc prześcieradłem zasłaniam okna, żeby nam nikt nie zaglądał do środka i możemy mieszkać. Śniadanie mamy wliczone w cenę, a pokój tuż koło stołówki. Dobre jedzonko, arbuzy, papaje, ananasy. Krążymy tylko z tymi talerzami i znosimy te dobra do naszego pokoju, tak by starczyło do końca dnia, i tak codziennie. Tak się nam tam zresztą spodobało, że zostaliśmy w Manaus ponad tydzień. Oczywiście nie zostaliśmy tam tak długo tylko z powodu miasta i śniadań. Zostaliśmy dlatego że tyle właśnie czasu zabrało nam znalezienie indiańskiego przewodnika z którym mieliśmy wyruszyć do dżungli. A przy tym nie chcieliśmy zadowolić się, tak jak większość turystów lodge-ami na peryferiach Manaus. My chcieliśmy pójść dalej, w głąb selwy.